poniedziałek, 1 grudnia 2014

Siły polsko-niemieckie połączyły się w walce o....

Zaczynam sobie blogować. Początkowo, tematyką tego bloga miały być włosy i ich pielęgnacja, na której punkcie ogarnął mnie szał, trwający już tydzień. Zaczęło się od podesłania mi przez koleżankę linka do notki o farbowaniu włosów henną. zaczęłam czytać inne notki (tak się jeszcze mówi, "notki"? Być może to już jest passé, ostatnio blogowałam na przełomie podstawówki i gimnazjum). Zaczęłam przeglądać blogi "włosomaniaczek" i odkryłam nową sferę internetu, o której istnieniu nie miałam pojęcia! Zawsze interesowałam się tematem pielęgnacji włosów, ponieważ dysponuję lichą czupryną i wiecznie szukam jakichś sposobów, kosmetyków, a tu bach! Setki blogów poświęconych tylko i wyłącznie włosom, wiele z nich bardzo profesjonalnych, systematycznie prowadzonych od kilku lat. Zdjęcia metamorfoz włosów bo kilku miesiącach/latach odpowiedniej pielęgnacji robią wrażenie (oczywiście, mam na myśli cykl Moja Włosowa historia na świetnym, poczytnym, ciekawym blogu Anwen).  Zdałam sobie sprawę, że moja wiedza i działania w obrębie skalpu (ten wyraz niezmiennie wywołuje w mojej głowie wizualizację seryjnego mordercy sadysty) jest znikoma i tak naprawdę nie dziwię się, że nic mi nigdy nie pomogło i ciągle chodzę w krótkich, spiętych włosach).

Z drugiej strony, znam siebie i wiem, że w większości przypadków nie potrafię być systematyczna, trzymać się tematu i pisać tylko o jednym. Więc zacznę pisać o włosach, może będą się pojawiać wpisy (notki, hehe) dotyczące mniej przyziemnych spraw, albo jeszcze bardziej przyziemnych. Que sera, sera.

Wracając do włosów. Początkowo, przeglądając blogi włosowe, czytając sposoby pielęgnacji włosów przez dziewczyny, czułam się przytłoczona. Ilość specyfików i rytuałów jest przeogromna, miałam wrażenie, że te osoby nie robią nic innego, tylko siedzą w domu i zajmują się włosami! A niejednokrotnie są to dorosłe kobiety posiadające swoje rodziny, więc nie wyobrażałam sobie, jak można pogodzić pracę, obowiązki domowe, opiekę nad dziećmi i jeszcze pieprzenie się z włosami. Nadal nie mogę sobie tego wyobrazić, jedynie podziwiam. Ja powiedziałam sobie stoooop! nie dajmy się zwariować, powoli, jeszcze raz od początku. 

Mam włosy z natury cienkie, przetłuszczające się (myję prawie codziennie, kiedyś co drugi dzień, ale po wakacjach, solariach jest jakby gorzej). Wypadają w nadmiarze, więc jest ich mało. Generalnie, bida z nędzą, dlatego je spinam w kucyk, bo nie lubię nieestetycznych strąków, tapiruję i lakieruję, bo prześwity na głowie doprowadzają mnie do furii. Przez to pewnie pogarszam sprawę, no i koło się zamyka :] Włosy farbuję raz na 3 miesiące castingiem albo moussem z l'oreala na różne odcienie brązu (od średnich bo ciemne). W zasadzie powinnam pisać w czasie przeszłym, bo od tygodnia wieele się zmieniło:D.

Po przeanalizowaniu kilku kwestii, poczytaniu składów kosmetyków i ich właściwości (nie będę o tym pisać, bo się na tym nie znam, polecam czytanie bloga Anwen:)), ogarnęłam się. Poleciałam do drogerii, poszperałam w internecie, i zaczęłam pielęgnację. Oto mój squad:



I teraz wyjaśni się tytuł, ponieważ wszystkie stosowane przez mnie kosmetyki są produkowane w Polsce lub w Niemczech.

1. babydream Shampoo, (Rossmann), do codziennego mycia włosów.
2. Szampon żurawinowy, Barwa Naturalna (Stokrotka), do mycia raz na tydzień
3. Rzepa, odżywka wzmacniająca, Joanna (Rossmann), po każdym myciu.
4. babydream fur Mama, Pflegeöl, (Rossmann), olejek do olejowania włosów.

5. Seboradin forte w ampułkach (apteka), wcierka.
To są wszystkie moje obecne kosmetyki do włosów. Krótkie omówienie:

Szampon babydream nie zawiera silikonów ani SLSów, jest bardzo delikatny, nie obciąża włosów. W trakcie mycie tworzy się skorupa, ale po nałożeniu odżywki już jest wszystko ok, można łatwo rozczesać włosy.

Odżywka Joanna Rzepa praktycznie nie ma silikonów, jest przeznaczona do włosów przetłuszczających się i wypadających (moich).

Szampon z Barwy, żurawinowy nie zawiera silikonów, które w nadmiarze pogarszają wygląd włosów i obciążają je, ale zawiera SLS - składnik myjący, którego nie ma w babydream, więc stosuję go raz w tygodniu (czasami mieszam z cukrem i taką papką robię peeling skóry głowy). 

Najgorzej było z wyborem oleju do olejowania włosów (1-2 razy w tygodniu). w zależności od porowatości włosów (Jak określić porowatość i dobrać olej?) powinno dobrać się odpowiedni olej. Ja nie potrafię określić swoich włosów, niby są wysokoporowate, ale nie są szorstkie, wręcz przeciwnie, mają połysk, końcówki nie rozdwajają się, więc może średnio porowate?? Wywnioskowałam, że na pewno najlepsze będą oleje nienasycone, a babydream fur Mama właśnie takie ojeki ma w sobie. Na razie olejowałam dwa razy, efektów nie widzę, ale oczywiście to zajmuje trochę czasu, no i olejek może być nie ten co trzeba.

Co drugi dzień wcieram w skórę głowy seboradinek, jestem już na drugim opakowaniu, widzę rosnące małe włoski przy linii włosów przy czole. Nie są grubsze, no ale są:)

Farbę chemiczną zamierzam zastąpić henną Khadi 'orzechowy brąz', zakupiłam ja przez internet TU, zachęcona TYM wpisem. Czekam na dostawę:)

Zakupiłam również pokrzywę w saszetkach i skrzyp (już nie w saszetkach tylko luźny, pani w sklepie zielarskim twierdzi, ze w takiej postaci jest lepszy). Skrzyp parzę ok 15 minut, gdzieś w międzyczasie dodaję torebkę z pokrzywą i taką herbatkę wypijam dwa razy dziennie (przepis również od pani w sklepie zielarskim).

Suszenie włosów ograniczam do minimum, tzn. pozostawiam je do wyschnięcia, po ok. godzince podsuszam je letnim powietrzem suszarki przez ok. minutkę. Nie czeszę ich "na chama", staram się rozczesywać je delikatnie, zaczynając od końcówek, przechodząc do góry.
Nie rozpisuję się, dlaczego używam ten szampon a nie inny, hennę zamiast farby drogeryjnej, ponieważ to wszystko zostało już omówione i przewałkowane na setkach blogów. Odsyłam do wszystkich podanych przeze mnie linków do blogów, gdzie dziewczyny ładnie wszystko tłumaczą i fotografują, ja jestem początkująca i nie chciałabym nic przekręcić. 

Czy po tygodniu widzę jakąś różnicę na głowie?

Taaaaak!!! nieduża, ale jest!. Przede wszystkim, po odstawieniu ciulatego szamponu (Green Pharmacy z nagietkiem) i napakowanej silikonami odżywki (Dove volume restoration, a jakże! objętość musi być) włosy są lekkie, takie jak po myciu u fryzjera. Mam wrażenie, że lepiej się układają, ale szału też nie ma, bo nadal są cienkie. Nieestetyczne strąki na końcach chyba nie są już tak silne, ale może to siła sugestii. No i nowe włosy rosną, oby tylko przestały wypadać.

Po zafarbowaniu włosów henną mam nadzieję, że kolor wyjdzie ładny i włosy będą trochę sztywniejsze i grubsze (gdzieś wyczytałam, że tak powinno się stać).
Dam znać, jakie będą efekty, może machnę jakieś fotki przed  i po.

To tyle, pa!